Żwir chrzęści po oponami łukaszowego pojazdu.
Tumany kurzu wzbijają się w powietrze i na chwilę przysłaniają mi obraz, a
kiedy opadają mojego przyjaciela już nie ma. Zostaje tylko sucha ziemia i
dziwnie parna aura. Zupełne przeciwieństwo mojego życia, tak słonego od
wylanych łez.
Nikołaj płacze. Jego szloch dociera do mnie razem z
poczuciem, że Łukasz po trosze czuje się winny. Jakby na nim też spoczywała
odpowiedzialność za to co się stało.
Prawie biegiem pędzę do sypialni, gdzie malutki
kwili. Nie mam wątpliwości, że wzywa matkę. Że to ją pragnie ujrzeć. Nie mnie.
Matkę. Tą, która przez dziewięć miesięcy nosiła go pod sercem. Która karmiła go
swoimi obawami, niepewnościami i strachem. Miłością też.
Jak mam mu powiedzieć, że przez najbliższy czas nie
dane mu będzie zaznać matczynego dotyku? A może nigdy nie będzie mu dane…
Płaczemy obaj, łzy dziecka i dorosłego mężczyzny
mieszają się ze sobą kiedy biorę Nikołaja na ręce i przytulam jego maleńki
policzek do swojej twarzy. Nie podejmuję próby uspokojenia go. Choć do dopiero
małe stworzenie to czuję, że on też musi wypłakać swój smutek i żal. Czasem mam
wrażenie, że to malutkie dziecko pojmuje z tego wszystko więcej niż ja.
- Wiem, że chciałbyś przytulić się do mamy – to
chyba naturalne, że Nikołaj za nią tęskni. Pewnie jeszcze bardziej niż ja.
Jakie to podłe, że ona nie może tej tęsknoty odczuwać. A może jednak coś czuje…
Słowa lekarzy to dla mnie bełkot i jedyne co z niego wynika to, że Laura nadal
żyje. Jak długo nie są w stanie ocenić. Póki nie przyjdzie na nią pora. Każdy z
nas kiedyś pożegna się z ziemskim istnieniem.
Delikatnie odkładam Nikołaja do kołyski. Pięknej
drewnianej kołyski, gdzie ja sam kiedyś zasypiałem, utulany do snu przez mamę.
Rodzice kiedy tylko dowiedzieli się, że Laura spodziewa się dziecka,
postanowili nam ją podarować. Ojciec gruntownie ją odnowił, tak, żeby Nikołaj
miał wygodnie i bezpiecznie. Gdyby wiedzieli, jakie to wszystko zawiłe, jak
wszystko się poplątało, to kołyska byłaby jeszcze na strychu mojego rodzinnego
domu, zakurzona i zapomniana.
Ciekawe czy z takim zachwytem oczekiwali by
narodzin Nikołaja…
Myśl o rodzicach trzeba odłożyć na bok. Teraz sam
jestem ojcem. I muszę zapewnić mojemu dziecku jak najspokojniejsze dzieciństwo.
Nawet jeśli w tym momencie nie czuję się na siłach by podołać rodzicielstwu, a
najchętniej to wyłbym jak pies i czekał aż ktoś inny zajmie się moim życiem.
Łukasz oferował swą pomoc. Aga też. Tak, oni muszą
czuć się winni. Aga, bo jest siostra Laury. Łukasz, bo jest moim przyjacielem.
To za ich sprawą wpadłem w sidła miłości. Tylko czy to powód by targać swoje
wyrzuty sumienia? Nie. Oni muszą czuć się winni tego co wydarzyło się dużo
później.
Nikołaj już nie płacze. Pewnie jest głodny. Niedługo
powinna wpaść Nadia i zaopiekować się nim przez czas kiedy ja będę w szpitalu.
O tysiąckroć wolałbym zostać w domu, a nawet zaszyć się w nim na całe życie,
ale chcę być fair wobec Laury. I wobec Nikołaja. Nie mogę pozwolić by za parę
lat, kiedy syn będzie już na tyle dojrzały by wszystko zrozumieć, opowiem mu
wszystko, a on zarzuci mi tchórzostwo.
Uciekam do kuchni, by przygotować jedzenie dla
Nikołaja i w ten sposób odgonić natrętne myśli. Tak, kiedyś byłem tchórzem. Ale
ludzie się zmieniają. Szkoda, że Laura nie dostała tej szansy.
Żołądek plącze mi się w supeł, kiedy przypominam
sobie pierwszą wizytę w szpitalu. Wtedy byłem jeszcze w szoku, zbyt
skonfundowany i przerażony by pojąć ciężar jaki spada mi na barki. Z każdą
następną stawałem się coraz bardziej świadom tego, że Laura nie jest już tą
samą Laurą, że nigdy nie była taka jak myślałem. Od momentu kiedy ją pierwszy
raz zobaczyłem zasiałem w sercu ziarno mojego własnego wyobrażenia tej kobiety,
a potem uparcie hodowałem je w sobie, by na koniec wyrósł z niego trujący
chwast. Ale przecież to nie moja wina, że to wszystko się stało.
Wracam do Nikołaja, biorę go na ręce i spokojnie
pozwalam mu napełnić żołądek. Nadia nie ma doświadczenia z dziećmi i
perspektywa karmienia małego pewnie by ją przerosła. Ja tego doświadczenia też
nie miałem i kiedy na świecie pojawił się Nikołaj byłem zupełnie zielony jeśli
chodzi o te sprawy. Człowiek jednak uczy się szybciej w praktyce niż teorii, a
płacz dziecka jeszcze bardziej przyśpiesza proces edukacji. Nadal nie wiem
jeszcze wielu rzeczy, ale obaj z Nikołajem uczymy się jak funkcjonować. Gdyby
nie on pewnie bym się poddał. I wtedy byłbym tchórzem.
Mały nie dojada wszystkiego. Trochę mnie to martwi
i po powrocie ze szpitala będę musiał zadzwonić do mamy i zapytać czy to
normalne czy powinienem się martwić. Chwilę czekam aż wszystko ułoży się w jego
żołądku, potem kołyszę go w ramionach i patrzę jak zasypia. Uwielbiam ten
moment. Nikołaj zamyka wtedy oczy, a ja mogę ze spokojem patrzeć na syna. Kiedy
nie śpi, jego oczy mają ten sam odcień co oczy Laury i stanowią swoiste
przypomnienie o niej. Jakby Nikołaj był żywą pamiątką po niej. Ale ona przecież
jeszcze żyje…
Nikołaj leży już spokojnie w kołysce, kiedy pojawia
się Nadia. Ona jedna z całej mojej rodziny nie wypowiedziała ani słowa
komentarza na temat tego co zaszło. Specjalnie dla mnie przyjechała do Włoch i
była na każdy telefon. To do niej dzwoniłem w momentach największego kryzysu,
płakałem, żaliłem się. Mogłem tylko dziękować Bogu za taką siostrę.
- Nikołaj śpi. Nie powinien się budzić do mojego
powrotu.
- Nie martw się Matey, poradzę sobie.
Klepie mnie po ramieniu, a ja tylko uśmiecham się
słabo. Też chciałbym mieć w sobie wiarę, że poradzę sobie ze wszystkim co
przygotowało dla mnie życie. Tylko, że miejsce, do którego mam jechać nie daje
ani krzty tej wiary.
- Matey? – Nadia zatrzymuje mnie jeszcze w progu, a
jej twarz jest spięta. Zamierza powiedzieć coś co nie jest proste i jestem
przekonany, że chodzi o Laurę. Pierwszy raz od tamtego dnia chce powiedzieć coś
na temat mojej żony – Czy są szanse, że Laura przeżyje?
Gdyby nie było szansy, to już dawno powiedziałbym
lekarzowi, żeby dał sobie spokój, zabrałbym Nikołaja i wrócił do Bułgarii, by
tam zaczynać wszystko od nowa. Ale przecież szanse były, choć bardzo minimalne.
I dopóki były nie zamierzałem odcinać się od tego życia.
- Może trudno w to uwierzyć, ale chciałbym, żeby
przeżyła.
- Nie, Matey to normalne. I myślę, że Laura
przeżyje. Nie pozwolisz jej odejść.
***
Witajcie. Bardzo dziękuję, za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem. Mam nadzieję, że i ten przypadł wam do gustu, mimo, że nie miałam czasu by go dopracować. Nadal niewiele wiadomo, ale cierpliwości, niedługo pojawi się tajemniczy ktoś, kto wiele namieszał w życiu Matey'a.
Pozdrawiam was ciepło:)
Dotarłam, dziękuję za informację.
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej mi się tu podoba i jest coraz ciekawiej, mimo że tak naprawdę niewiele wiadomo. Podziwiam Matey'a (tak to się odmienia?), że się nie poddaje. Walczy zarówno o dziecko jak i o żonę, mimo że nie ma pewności czy uda jej się przeżyć. Jestem ciekawa co takiego się wydarzyło, że Laura jest w tak złym stanie. Mam tylko nadzieję, że niedługo jej się poprawi.
Pozdrawiam. :)
Dziękuję za komentarz:)
UsuńCiekawie jest i mam nadzieję że będzie :) . Z całym serduchem podziwiam Matey'a <3
OdpowiedzUsuńCo się stało Laurze ? :(
Pozdrawiam i czekam na następny :*
Dziękuję za komentarz:)
UsuńCzy Laura jest w śpiączce, a ten ktoś, kto namieszał w życiu Matey'a to któryś z siatkarzy? Pytań wiele, ale na odpowiedzi muszę poczekać te kilka dni. Pewnie i tak nie zgadłam, bo zawsze wymyślisz coś zaskakującego ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i do piątku :*
Sasza
Trochę zgadałaś, ale ciii, nic więcej nie powiem;) Do zobaczenia w piątek:)
UsuńNo to teraz już nic nie wiem, uh. Trochę nie rozumiem, Laura jest w szpitalu, więc zakładam, ze jest chora, albo w śpiączce, albo coś, mają wspólne dziecko, a mimo to Matey nie odnosi się do swojej żony z miłością. Jest w szpitalu, więc powinien się troszczyć, kochać ją...więc coś jest nie w porządku, coś się stało pomiędzy nimi, bo ja mam własnie wrażenie, że on nie walczy, przynajmniej nie o jej miłość. Czekam z niecierpliwością aż to wyjaśnisz ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko xxx
Dziękuję za komentarz:) Powoli wszystko będzie się wyjaśniać. Pozdrawiam:)
UsuńOstatni rozdział na un-oubli ;) zapraszam!
UsuńJest Matey, jestem i ja.
OdpowiedzUsuńI również wierzę, że Laura przeżyje.
Dzięki za komentarz:)
UsuńWow...jeszcze nigdy nie czytałam opowiadania o Mateyu. :) Laura musi przeżyć! :( Dlaczego on nie zachowuje się tak jak powinien zachowywać sie normalny mąż? Gdzie podziała się czułość, miłość..przecież maja wspólne dziecko :-/
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny :*
[http://milosna-zagrywka.blogspot.com/]-zapraszam i przepraszam za spam :)
Dziękuję za komentarz:)
Usuń