środa, 9 lipca 2014

Informacja

Kochane czytelniczki! Z przykrością informuję was, że zawieszam bloga na czas nieokreślony. Niestety brakuje mi czasu na pisanie i dopracowywanie rozdziałów, a po ośmiu godzinach pracy zmęcznie bierze górę i nie potrafię zmusić się by usiąść przed komputerem i pisać. 
Właściwie dopiero co zaczęłam tę historię i będę chciała do niej wrócić. Potrzebuję jednak trochę czasu by jakoś uporządkować swoje obowiązki. 
Pozdrawiam was ciepło i życzę udanych wakacji:)
Do napisania.

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Masz w sobie cząstkę mnie



Żwir chrzęści po oponami łukaszowego pojazdu. Tumany kurzu wzbijają się w powietrze i na chwilę przysłaniają mi obraz, a kiedy opadają mojego przyjaciela już nie ma. Zostaje tylko sucha ziemia i dziwnie parna aura. Zupełne przeciwieństwo mojego życia, tak słonego od wylanych łez.
Nikołaj płacze. Jego szloch dociera do mnie razem z poczuciem, że Łukasz po trosze czuje się winny. Jakby na nim też spoczywała odpowiedzialność za to co się stało.
Prawie biegiem pędzę do sypialni, gdzie malutki kwili. Nie mam wątpliwości, że wzywa matkę. Że to ją pragnie ujrzeć. Nie mnie. Matkę. Tą, która przez dziewięć miesięcy nosiła go pod sercem. Która karmiła go swoimi obawami, niepewnościami i strachem. Miłością też.
Jak mam mu powiedzieć, że przez najbliższy czas nie dane mu będzie zaznać matczynego dotyku? A może nigdy nie będzie mu dane…
Płaczemy obaj, łzy dziecka i dorosłego mężczyzny mieszają się ze sobą kiedy biorę Nikołaja na ręce i przytulam jego maleńki policzek do swojej twarzy. Nie podejmuję próby uspokojenia go. Choć do dopiero małe stworzenie to czuję, że on też musi wypłakać swój smutek i żal. Czasem mam wrażenie, że to malutkie dziecko pojmuje z tego wszystko więcej niż ja.
- Wiem, że chciałbyś przytulić się do mamy – to chyba naturalne, że Nikołaj za nią tęskni. Pewnie jeszcze bardziej niż ja. Jakie to podłe, że ona nie może tej tęsknoty odczuwać. A może jednak coś czuje… Słowa lekarzy to dla mnie bełkot i jedyne co z niego wynika to, że Laura nadal żyje. Jak długo nie są w stanie ocenić. Póki nie przyjdzie na nią pora. Każdy z nas kiedyś pożegna się z ziemskim istnieniem.
Delikatnie odkładam Nikołaja do kołyski. Pięknej drewnianej kołyski, gdzie ja sam kiedyś zasypiałem, utulany do snu przez mamę. Rodzice kiedy tylko dowiedzieli się, że Laura spodziewa się dziecka, postanowili nam ją podarować. Ojciec gruntownie ją odnowił, tak, żeby Nikołaj miał wygodnie i bezpiecznie. Gdyby wiedzieli, jakie to wszystko zawiłe, jak wszystko się poplątało, to kołyska byłaby jeszcze na strychu mojego rodzinnego domu, zakurzona i zapomniana.
Ciekawe czy z takim zachwytem oczekiwali by narodzin Nikołaja…
Myśl o rodzicach trzeba odłożyć na bok. Teraz sam jestem ojcem. I muszę zapewnić mojemu dziecku jak najspokojniejsze dzieciństwo. Nawet jeśli w tym momencie nie czuję się na siłach by podołać rodzicielstwu, a najchętniej to wyłbym jak pies i czekał aż ktoś inny zajmie się moim życiem.
Łukasz oferował swą pomoc. Aga też. Tak, oni muszą czuć się winni. Aga, bo jest siostra Laury. Łukasz, bo jest moim przyjacielem. To za ich sprawą wpadłem w sidła miłości. Tylko czy to powód by targać swoje wyrzuty sumienia? Nie. Oni muszą czuć się winni tego co wydarzyło się dużo później.
Nikołaj już nie płacze. Pewnie jest głodny. Niedługo powinna wpaść Nadia i zaopiekować się nim przez czas kiedy ja będę w szpitalu. O tysiąckroć wolałbym zostać w domu, a nawet zaszyć się w nim na całe życie, ale chcę być fair wobec Laury. I wobec Nikołaja. Nie mogę pozwolić by za parę lat, kiedy syn będzie już na tyle dojrzały by wszystko zrozumieć, opowiem mu wszystko, a on zarzuci mi tchórzostwo.
Uciekam do kuchni, by przygotować jedzenie dla Nikołaja i w ten sposób odgonić natrętne myśli. Tak, kiedyś byłem tchórzem. Ale ludzie się zmieniają. Szkoda, że Laura nie dostała tej szansy.
Żołądek plącze mi się w supeł, kiedy przypominam sobie pierwszą wizytę w szpitalu. Wtedy byłem jeszcze w szoku, zbyt skonfundowany i przerażony by pojąć ciężar jaki spada mi na barki. Z każdą następną stawałem się coraz bardziej świadom tego, że Laura nie jest już tą samą Laurą, że nigdy nie była taka jak myślałem. Od momentu kiedy ją pierwszy raz zobaczyłem zasiałem w sercu ziarno mojego własnego wyobrażenia tej kobiety, a potem uparcie hodowałem je w sobie, by na koniec wyrósł z niego trujący chwast. Ale przecież to nie moja wina, że to wszystko się stało.
Wracam do Nikołaja, biorę go na ręce i spokojnie pozwalam mu napełnić żołądek. Nadia nie ma doświadczenia z dziećmi i perspektywa karmienia małego pewnie by ją przerosła. Ja tego doświadczenia też nie miałem i kiedy na świecie pojawił się Nikołaj byłem zupełnie zielony jeśli chodzi o te sprawy. Człowiek jednak uczy się szybciej w praktyce niż teorii, a płacz dziecka jeszcze bardziej przyśpiesza proces edukacji. Nadal nie wiem jeszcze wielu rzeczy, ale obaj z Nikołajem uczymy się jak funkcjonować. Gdyby nie on pewnie bym się poddał. I wtedy byłbym tchórzem.
Mały nie dojada wszystkiego. Trochę mnie to martwi i po powrocie ze szpitala będę musiał zadzwonić do mamy i zapytać czy to normalne czy powinienem się martwić. Chwilę czekam aż wszystko ułoży się w jego żołądku, potem kołyszę go w ramionach i patrzę jak zasypia. Uwielbiam ten moment. Nikołaj zamyka wtedy oczy, a ja mogę ze spokojem patrzeć na syna. Kiedy nie śpi, jego oczy mają ten sam odcień co oczy Laury i stanowią swoiste przypomnienie o niej. Jakby Nikołaj był żywą pamiątką po niej. Ale ona przecież jeszcze żyje…
Nikołaj leży już spokojnie w kołysce, kiedy pojawia się Nadia. Ona jedna z całej mojej rodziny nie wypowiedziała ani słowa komentarza na temat tego co zaszło. Specjalnie dla mnie przyjechała do Włoch i była na każdy telefon. To do niej dzwoniłem w momentach największego kryzysu, płakałem, żaliłem się. Mogłem tylko dziękować Bogu za taką siostrę.
- Nikołaj śpi. Nie powinien się budzić do mojego powrotu.
- Nie martw się Matey, poradzę sobie.
Klepie mnie po ramieniu, a ja tylko uśmiecham się słabo. Też chciałbym mieć w sobie wiarę, że poradzę sobie ze wszystkim co przygotowało dla mnie życie. Tylko, że miejsce, do którego mam jechać nie daje ani krzty tej wiary.
- Matey? – Nadia zatrzymuje mnie jeszcze w progu, a jej twarz jest spięta. Zamierza powiedzieć coś co nie jest proste i jestem przekonany, że chodzi o Laurę. Pierwszy raz od tamtego dnia chce powiedzieć coś na temat mojej żony – Czy są szanse, że Laura przeżyje?
Gdyby nie było szansy, to już dawno powiedziałbym lekarzowi, żeby dał sobie spokój, zabrałbym Nikołaja i wrócił do Bułgarii, by tam zaczynać wszystko od nowa. Ale przecież szanse były, choć bardzo minimalne. I dopóki były nie zamierzałem odcinać się od tego życia.
- Może trudno w to uwierzyć, ale chciałbym, żeby przeżyła.
- Nie, Matey to normalne. I myślę, że Laura przeżyje. Nie pozwolisz jej odejść.   

***
Witajcie. Bardzo dziękuję, za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem. Mam nadzieję, że i ten przypadł wam do gustu, mimo, że nie miałam czasu by go dopracować. Nadal niewiele wiadomo, ale cierpliwości, niedługo pojawi się tajemniczy ktoś, kto wiele namieszał w życiu Matey'a.
Pozdrawiam was ciepło:)
 

czwartek, 12 czerwca 2014

Nie oczekuję, że zrozumiesz



- Cześć Matey.
Pomimo ogromnego wahania w głosie zapraszam Łukasza do środka, a on rozgląda się po moim domu, jakby był tu po raz pierwszy w życiu. A przecież w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy bywał tu częstym gościem. Może szuka jakiś oznak mojego złamania. A może wciąż nie może uwierzyć, że pogodziłem się z losem.Tak jak każdy, który wpada na chwilową wizytę. Przychodzą, kiwają głową, kiedy mówię, że daję radę, a w środku albo współczują, albo uznają, że sobie zasłużyłem. A potem odchodzą...
Prowadzę Łukasza do kuchni, bo to jedyne miejsce, prócz pokoju Nikołaja, gdzie panuje znośna temperatura. Żygadło siada na krześle, a jego wzrok automatycznie zatrzymuje się na jednym ze zdjęć przyczepionym za pomocą małego magnezu do lodówki. Wpatruje się w fotografię, a potem niepewnie przenosi spojrzenie na mnie. Wiem, że przyszedł tu wałkować od nowa ten sam temat, bo nie jest w stanie pojąć pewnych spraw. Ale ja nie mam ochoty rozmawiać o tym jak moje życie przewróciło się do góry nogami. Jak wszystko w co wierzyłem przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.
- Napijesz się herbaty?
Łukasz kiwa głową, więc zabieram się za jej przygotowanie byleby tylko zająć czymś ręce.  Pewnie powinienem zaproponować coś mocniejszego, takie rozmowy nie należą do najłatwiejszych, a alkohol zwiększa odwagę, ale w mojej sytuacji nie wyobrażam sobie, że piję choćby lampkę wina. Mój umysł musi być jasny i trzeźwy, bo od tego zależy życie innych.
W ciszy czekamy aż zagotuje się woda, a potem aż zaparzy się herbata. W końcu muszę przerwać to milczenie. Ostatnio zbyt dużo było go w tym domu i stawał się niechcianym lokatorem.
- Co u Agi?
Żona Łukasza nie jest neutralnym tematem, o którym można by na luzie porozmawiać, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy. Żygadło blednie, jakbym zapytał nie o jego żonę, a o jej siostrę.
- Miała ofertę sesji, ale odmówiła, bo musiałaby wyjechać do Szwajcarii. A w tej sytuacji… - rzuca mi szybkie, pełne obaw spojrzenie - To znaczy wolała zostać.
- Niepotrzebnie – odpowiadam chłodno i z niepotrzebną pretensją, ale moja cierpliwość też ma swoje granice. Czy nie pokazałem wszystkim, że sam sobie poradzę z tym co zafundowało mi życie? Czy nie udowodniłem, że potrafię walczyć o szczęście, nawet jeśli wszyscy wokół uznali, że powinienem zwątpić i się poddać?
- Matey, nie denerwuj się – Łukasz ewidentnie przestraszony moją gwałtowną reakcją wykonuje uspokajający gest. Mogę się założyć, że to Agnieszka namówiła go na tą wizytę by wybadał sytuację. By sprawdził jak sobie daję radę. Pierwszy raz ciąży mi obecność przyjaciela.
- Agnieszka wolała zostać – zaczyna ostrożnie Łukasz, a jego dłoń nerwowo bawi się łyżeczką – W razie gdybyś potrzebował pomocy.
- Radzę sobie – wyrzucam z siebie sucho. Bez emocji. Obojętnie. Jakby to wszystko nie dotyczyło mnie, ale zupełnie obcego człowieka.
- No tak.
W tym krótkim westchnieniu Łukasz zawiera wszystko co myśli o tej sprawie. Choć to człowiek do rany przyłóż i nigdy nie odmawiał pomocy, to nie mógł i nadal nie może pojąć jak mogłem wziąć odpowiedzialność za dwie zupełnie bezbronne osoby, zwłaszcza po tym jak potraktowała mnie jedna z nich. Nie mógł zrozumieć jak mogłem wziąć na siebie taki ciężar i zrezygnować z marzeń.
Chociaż ja tego tak nie czuję. Posiadanie rodziny od zawsze stawiałem jako najważniejszy cel w życiu i może dlatego popełniłem takie błędy. Ze strachu. Bo kiedy człowiekowi mocno na czymś zależy, tak z całych sił, to zawsze gdzieś obok czai się panika i przekonanie, że los nie będzie łaskawy.
Łukasz w dość krótkim czasie opróżnia swój kubek, jakby i jemu ta wizyta nie była na rękę. Doskonale wiem, że przyszedł tu głownie z poczucia obowiązku, ale nie mam mu tego za złe. Łukasz zachował się jak prawdziwy przyjaciel; w godzinie próby po prostu był obok mnie. Nic więcej nie musiał robić. Ważna była sama jego obecność. Trudne sytuacji wyzwalają całą prawdę o człowieku.
- To jakbyś czegoś potrzebował to dzwoń.
- Dzięki.
Łukasz wygląda jakby z ulgą opuszczał mój dom. Nic dziwnego, od dawna panoszy się po nim odór bólu i winy. I niezrozumienia, kiedy na chwilę wpadną takie osoby jak Łukasz.
- No to.. do zobaczenia.
Odprowadzam Łukasza do samych drzwi i macham mu krótko na pożegnanie. Przez te kilkadziesiąt minut kiedy gościł w mojej kuchni czułem, że nie jestem z tym wszystkim sam. Po wyjściu przyjaciela wszystko wraca do normy. Znów to ja musze strawić czoło wyzwaniu, przed jakim postawił mnie los.
Łukasz chyba ma mi jeszcze coś do powiedzenia, bo tuż przy furtce odwraca się, a na jego twarzy gości coś na wzór podziwu. Podziwu nad czynem szaleńca.
- Ty naprawdę jej wybaczyłeś?
To wbrew pozorom trudne pytanie. Nie można na nie odpowiedzieć po prostu „Tak” lub „Nie”. To pytanie kryje w sobie tyle podtekstów, tyle znaczeń, tyle sensów.
Mimo to nigdy się nad nim nie zastanawiałem. Ja po prostu wiedziałem.
Uśmiecham się lekko do Łukasza, a on kręci głową z niedowierzaniem.
- Nie wiem jak ty po tym wszystkim możesz ją jeszcze kochać.
Też tego nie wiem. I pewnie nigdy się nie dowiem. Kocham ją. Bo to moja żona i matka mojego dziecka. Osoba, za którą jestem gotów oddać życie. Pomimo wszystko. 

***
Startuję z nową historią  i nowymi bohaterami. Co z tego wyjdzie czas pokaże. Postaram się dodawać rozdziały regularnie, co 11 dni, ale mogą pojawić się opóźnienia ze względu na moje nowe obowiązki. Mam nadzieję, że stworzony przeze mnie Matey przypadnie wam do gustu. 
Pozdrawiam was ciepło:)
P.S. Opowiadanie dedykuję Saszy.

niedziela, 1 czerwca 2014

BOHATEROWIE

LAURA
Na moment przysnęłam. 
Sen zwodził mnie i mamił. 
Przysnęłam tylko na chwilę.
W śnie robiłam wszystko na opak.
Moje przymknięte powieki.
Moja zdrada.

***

MATEY
Na moment przysnąłem.
Sen osłabił moją czujność.
Przysnąłem tylko na chwilę.
We śnie wszystko śmiało się w głos.
Moje przymknięte powieki.
Moja naiwność.

***


Z czasem pojawią się inni. I ich przymknięte powieki.